Menu / szukaj

Joanna Łukowska „Pierwsza z rodu: Znajda”

Przyznaję, że z polskiego SF/fantasy czytałem cokolwiek jakieś 5 lat temu. Nie jestem na bieżąco z trendami, autorami i tym, kto komu jaką nagrodę wręcza. Zdarzyło się jednak tak, że w ramach którejś z promocji na nexto.pl wpadła mi do czytnika książka pani Joanny. Ponieważ w temacie Uniwersum Metro przeczytałem akurat wszystko co miałem, nie pozostało nic innego, jak otworzyć „Znajdę”.

Przyznam, że lektura mnie zaskoczyła, okazało się bowiem, że wciąż poruszam się w tematyce postapo! Marginalnie, ale jednak. Choć ogólnie, książkę zaliczyłbym jednak do fantasy. „Znajda” opowiada bowiem historię świata, w którym wydarzyła się niewyobrażalna katastrofa – z niewiadomych przyczyn zgasło Słońce. Co ciekawe, nie spowodowało to zagłady życia na Ziemi. Owszem, ludzkość została pozbawiona większości dobytku technologicznego, roślinność wyewoluowała tak, aby znaleźć inne źródła energii – ale życie toczy się dalej.

Gdzieś w głębi Boru żyje wiekowa Estera. „Wiedząca”, którą ludzie z pobliskich wiosek oraz także w Borze żyjące skrzaty uznają za wiedźmę czy też wróżkę potrafiącą posługiwać się magią i eliksirami. Estera należy do długiej linii kobiet, które przekazują sobie swoją wiedzę „z pokolenia na pokolenie” – nie ma jednak córki. Czeka na następczynię, którą jak ją samą rodzina podrzuci do chatki. W świecie gdzie nie ma Słońca czasami rodzą się bowiem dzieci obdarzone niespotykanymi mocami, których rodzina się boi. Estera czeka, a czekając – pisze pamiętnik. Pisanina ta służy nam częściowo jako pierwszoosobowy narrator. Pozostały czas zapełnia narracja trzecioosobowa – co ciekawe, nic nie wskazuje na to, żeby ten „zewnętrzny” narrator wiedział wszystko co się dzieje. Łukowska powoli i niechętnie dzieli się z nami opisem świata i istot go zamieszkujących, dzięki czemu można swobodnie puść wodze wyobraźni – chociażby próbując odtworzyć wygląd skrzatów. Dziwnych stworzeń żyjących gdzieś na pograniczu świata ludzi i zwierząt. Naprawdę, próba wymyślenia jak wygląda Rosa czy Witka to niezła łamigłówka. Skrzaty rozumieją przyrodę, a przynajmniej tę jej część która jeszcze nie zdziczała po Zaciemnienia, choć wyraźnie widać, że w tej więzi czegoś im brakuje – a do tego same nie zdają sobie sprawy czego.

A co z ludźmi? Jak wygląda ich życie w świecie bez podziału na dni i noce? Bez słońca, z ogromnie ograniczonymi zapasami energii? Akcja toczy się na bardzo małym wycinku świata, ale wygląda na to, ze cywilizacja cofnęła się do czasów średniowiecza – oczywiście w przeciwieństwie do skrzaciego Siedliszcza, łatwo można wyobrazić dobie ludzkie Spory – każdy kto czytał Kajko i Kokosza, czy Wiedźmina ma gotowe obrazy przed oczami. Całości dopełnia tajemniczy Zamek, który od pewnego czasu zamieszkuje Maura – każąca na siebie mówić per Wielebna, tajemnicza kobieta posiadająca wiedzę o dawnej technologii, o możliwościach manipulowania umysłami i za wszelką cenę pragnąca przejąc kontrolę nad dzieckiem, którego zdolności mogą wprowadzić bliżej nieokreślone, choć znaczące zmiany w życie całego świata. W trakcie jednego z eksperymentów, dziewczynka, która może się okazać tą Jedną ucieka i trafia do Wiedzącej.

Opowieść pozostawia wiele niedopowiedzeń – dlaczego zgasło Słońce? Czy na pewno zgasło, czy tylko coś je przesłoniło? Coś oświetla Księżyc, który emituje jakieś światło. Świat bez słońca nie jest czarny i martwy – jest mroczny jak noc – bez pochodni na spacer ciężko wyjść – ale czy światło gwiazd (skoro nie ma technologii, można założyć, że przyroda się zregenerowała i powietrze stało się bardziej przejrzyste) wystarczy żeby zapewnić te minimum oświetlenia? Owszem, Skrzaty mają wyjaśnienie na brak Słońca. To Świtek – skrzat, należący do rodu, którego członkowie codziennie „budzili” Słońce z jakiegoś powodu przestał wykonywać swoje zadanie.  Ale czy naprawdę to Skrzaty sterują Słońcem?
Historię Świtka można poznać można w opowiadaniu „Ostatni z rodu” – będącym czymś w rodzaju luźnego wstępu do „Pierwszej z rodu”.

Muszę przyznać, że książkę dosłownie pochłonąłem – bezczelnie, w środku tygodnia, skończyłem czytać gdzieś koło 4 nad ranem, mając świadomość, że 2,5 godziny później zadzwoni budzik. Skrzaty są pyskate, momentami wręcz wulgarne. Ludzie bywają podli. Zwierzęta tworzą społeczności. Każda postać ma dokładnie zarysowany charakter i „żyje” świadomie na kolejnych, stronach podejmując decyzje i działania wyraźnie wpływające na innych. Całość ma jeszcze ten dodatkowy plus, że cała akcja dzieje się prawdopodobnie tu, u nas – na Słowiańszczyźnie, może nawet w okolicach którejś z sąsiednich wiosek…

Znalazłem panią Joannę na Facebooku i na moje pytanie, czy będzie kontynuacja, odpowiedź padła pozytywna. Nawet już istnieją pierwsze dwa rozdziały. Cieszy mnie to tym bardziej, że praktycznie wszystkie wątki są otwarte, a historia wcale nie kończy się na ostatniej stronie – wręcz przeciwnie. Nie osiągnęła jeszcze nawet punktu kulminacyjnego! Proces wydawniczy może być o tyle uproszczony, że „Znajda” została wydana pod szyldem Oficyny Wydawniczej RW2010 umożliwiającej self-publishing.