Dmitry Glukhovsky „Metro 2033”
Dmitry Glukhovsky ma dosyć bogaty życiorys zawodowy – mieszkał i pracował w kilku państwach, był korespondentem wojennym, relacjonował także kilak ważnych politycznie wydarzeń. w 2007 roku ukazała się jego powieść „Metro 2033” – post-apokaliptyczna wizja świata, który zniszczony ogólnoświatową wojną atomową nie ma żyjącym niedobitkom już nic do zaoferowania.
Promieniowanie, mutacje i zgliszcza – tyle tylko pozostało z Moskwy jaką znamy. resztki populacji tego miasta kryją się w tunelach i na stacjach metra, które oczywiście już podczas budowy zostało przygotowane tak, aby służyć jako schron przeciwatomowy. Warunki życia tam nie są łatwe – ludzie odcięci od światła słonecznego świeżego powietrza, czy choćby możliwości dotychczasowej produkcji żywności łapią się każdej sposobności, żeby przeżyć. Sprowadzone w czasie ewakuacji do metra świnie, hodowane w tunelach grzyby, czy nawet szczury – to codzienność. Walutą są naboje, a każda stacja przypomina osobne państewko. Państewka te oczywiście zakładają sojusze, toczą wojny, bronią się przed innymi i prowadzą z nimi handel.
Można by się zastanawiać, jakim cudem można upchnąć ciekawą fabułę na dość grubą książkę w metrze – ale wystarczy sobie uświadomić, że moskiewskie metro to ponad 300 kilometrów tuneli, prawie 200 stacji i niezliczona ilość pomieszczeń pomocniczych. To także „tajne” przejścia, schowki, magazyny i inne miejsca, których na próżno szukać na oficjalnych mapach. No i jest jeszcze Metro-2, inaczej zwane D-6 – prawdopodobnie trzy kolejne linie, przeznaczone do wyłącznego użycia przez wysokich dygnitarzy państwowych. Niektórzy twierdzą nawet, że linie metra ciągną się aż do podnóży Uralu – a to dobre 2000 km.
W takim to otoczeniu poznajemy Artema – młodego chłopaka, sierotę, który od pewnego stalkera otrzymuje misję dotarcia do Polis – zespołu centralnych stacji metra. W czasie całej trzytygodniowej podróży, która gdyby metro działało zajęłaby nie więcej niż kilkadziesiąt minut możemy wraz z Artemem poznać dość szczegółowo struktury społeczne, które egzystują na poszczególnych stacjach. Przekrój jest pełny – od nazistów, poprzez komunistów, rewolucjonistów spod znaku Che Guevary do Świadków Jehowy. Gdzieś pomiędzy nimi, w tunelach między stacjami krążą tajemnicze sekty, złe moce, duchy, paraliżujący strach czy też halucynogenne wyziewy. Dowiadujemy się też po co Hunter (tak na siebie zakał wołać stalker) przyszedł na stację WOGN, na której mieszkał Artem, i co go prawdopodobnie pokonało. Wątek zła atakującego WOGN z czasem staje się wątkiem przewodnim – autor dozuje napięcie i informacje aż do samego końca – po czym zaskakuje takim zwrotem, którego prawdopodobnie nikt się nie spodziewa.
Mamy także okazję poznać historię samego Artema, genezę zagrożenia które poprzez WOGN wisi nad całym metrem. Cała wędrówka zmusza nas do zastanowienia się nad tym, jak z jednej strony nisko może upaść nasza cywilizacja, a z drugiej – co jesteśmy w stanie wytrzymać, aby jednak przetrwać. Powieść ta to bowiem nie tylko spacer mrocznymi zakamarkami. To także głębokie filozoficzne spojrzenie na naturę samego człowieka – ilość postaci, nierzadko skrajnie od siebie odmiennych, światopoglądów graniczących z fanatyzmem to niezaprzeczalny atut Metra.
Niestety – albo i stety – opowieść nie ma happy endu. Każdemu polecam zastanowić się samodzielnie, czy takowy ma rację bytu w świecie, który stoi na krawędzi. My, jako czytelnicy dostajemy za to nowy, nieznany świat do eksploracji – wydanie drugie Metra, w które ja się zaopatrzyłem dzięki współpracy z Nexto.pl jest wzbogacone o Ewangelię Artema – dodatek po części filozoficzny, który jeszcze bardziej zmusza do zastanowienia się nad istotą człowieczeństwa. Dostajemy także do ręki mapę metra – i samo studiowanie mapy może pochłonąć na długie minuty, tym dłuższe, im bardziej próbujemy przełożyć kolejne kroki mieszkańców metra na „znaczniki” układane na tejże mapie.
Muszę przyznać, że z tylko niedokończona lektura „Paula z Diuny” powstrzymuje mnie przed powrotem do Metra – w uniwersum bowiem na chwile obecną znajduje się już łącznie 5 książek, które jeśli trzymają równie wysoki poziom, chętnie umieszczę na jednej półce z moją uwielbianą Diuną i niewiele słabszym Hyperionem.