The Box
Rok 1976, Langley, Wirginia, USA. Miejscowość, w której swoją główną siedzibę ma Centralna Agencja Wywiadowcza, co samo w sobie daje już pożywkę do przestawienia myślenia na tryb teorii spiskowych (bardziej tajemnicza jest chyba tylko NSA). W mieście tym żyje sobie spokojnie rodzinka państwa Lewis – on, pracownik jakiegoś podwykonawcy dla NASA, ona – nauczycielka, syn – normalny chłopak, który nie lubi, jak matka przytula go przy kumplach. Rodzinka żyje sobie spokojnie do dnia, gdy życie postanawia dać im lekkiego kopa. Okazuje się bowiem, że w NASA odrzucili kandydaturę Arthura na pracownika, a Norma traci zniżkę nauczycielską na czesne za syna. Wiadomo – więcej wydatków, mniej zostanie do ostatniego. Rodzinka zastanawia się co dalej, gdy nagle podczas śniadania podjeżdża pod dom czarna limuzyna, i tajemniczy jegomość zostawia na progu domu tajemniczy pakunek.
Okazuje się, że w paczce znajduje się pudełko z zamkniętą na klucz szklana kopułą i liścik, który informuje że o godz. 17:00 tego samego dnia pojawi się w domu pan Steward, który przedstawi dalsze informacje. Panem Stewardem okazuje się starszy, elegancji jegomość, który przekazuje Normie kluczyk do pudełka wraz z informacją, że ona i mąż mają 24 godziny na podjęcie decyzji, czy wcisnąć umieszczony pod szkłem przycisk. Gdy to się stanie, staną się posiadaczami walizki z okrągłym milionem dolarów. Oczywiście musi być jakieś „ale” – jeśli wcisną przycisk, ktoś gdzieś zginie. Lewisowie mają w tym momencie dość dużą zagwozdkę – wcisnąć przycisk i zagłuszyć sumienie szelestem banknotów, czy kategorycznie odmówić. Oboje mają zakaz informowania innych o całej sprawie. Cokolwiek by nie postanowili, po 24 godzinach pudełko zostanie im odebrane, przeprogramowane i przekazane komuś innemu.
Muszę przyznać, że mimo strasznie wolnego tempa byłem bardzo zaintrygowany co dalej. W międzyczasie widzimy kilka scenek z życia krewnych naszej rodzinki i widzimy kilka dość dziwnie zachowujących się osób, którym zwykle sączy się krew z nosa. Koniec końców, Norma wali w przycisk. Gdzieś ktoś strzela, na 911 odbierają wezwanie alarmowe, a Arthur i Norma zaczynają prywatne śledztwo, próbując dociec o co chodzi i w co zostali wplątani. My w międzyczasie możemy się zastanawiać, co byśmy zrobili w takiej sytuacji. Ulec pokusie pieniądza kosztem życia obcej osoby, czy zostać bez kasy, ale z czystym sumieniem?
Film ogląda się przyjemnie – scenografia rewelacyjnie oddaje stylistykę lat 70tych pod chyba każdym względem. Dość realistycznie przedstawione są także efekty specjalne, których kilka widać w trakcie seansu. Fabuła jest tajemnicza i może trzymać w fotelu, bo tak do końca nie wiadomo o co chodzi – pod tym względem jest to dobry thriller. Jest też kilka smaczków, jak np. rozmowa Normy z panem Stewardem, która wyjaśnia, dlaczego tak łatwo zyskał jej zaufanie, przez co nie wyrzuciła go od razu z domu. Niestety – wszystko zabija koszmarnie wolne prowadzenie akcji, które mimo kilku gwałtowniejszych scen ciągnie się jak wenezuelska telenowela. Przyznam, że gdybym miał obejrzeć „Pułapkę” – jak zawsze ukłony dla tłumaczy – w kinie, ziewałbym. Niemniej, jest to niezły film, do którego kiedyś może wrócę – ode mnie solidne 6/10