Iron Man 3
Komiksiarzem nie jestem – zawsze wolałem książki od zeszytów z obrazkami. Niemniej to co ostatnio dzieje się w filmowym świecie za sprawą kolejnych ekranizacji historii bohaterów ze stajni Marvela wywołuje u mnie, miłośnika Sci-Fi dreszczyk emocji, a na każdy kolejną premierę czekam niewiele mniej nakręcony niż na kolejną premierę Star Treka.
Dodatkowo atmosferę podkręca Junior, który już też zasmakował z superherosach – nie mogłem mu wiec odmówić i dzisiaj urządziliśmy wypad do kina na trzecie spotkanie z Tonym Starkiem. Facetem, który jak się okazuje wcale nie ma tak lekko i wspaniale jak można by się spodziewać. Otwarcie to nie spektakularny występ na StarkExpo – to syndrom weterana, który z paranoicznym wręcz zacięciem oddaje się konstruowaniu kolejnych wersji swojej zbroi. Problemy ze snem, stany lekowe, koszmary nocne – a wszystko to z utajonego strachu i osobę mu najbliższą – Pepper Potts, która przeprowadziła się to znanej nam już posiadłości Tonyego. Dodatkowo okazuje się, że Iron Man już nie jest aż tak popularny jak wcześniej – zamiast niego mamy Iron Patriota, czyli pomalowana w wesołe amerykańskie kolorki zbroja War Machine.
Jeszcze zanim ukazały się pierwsze trailery, spodziewałem się, że producenci pociągną temat Thanosa i/lub Chitauri – okazało się jednak, ze przeciwnikiem naszego blaszaka jest „demon, którego sam stworzył”. Musze przyznać, że spodobało mi się takie nieco retrospektywne podejście do tematu. Fabuła, mimo że odrobinę przewidywalna, potrafi jednak zaskoczyć – postać teoretycznie głównego przeciwnika, Mandaryna i jego postępowanie są świetnie pokazane – tym bardziej, gdy okazuje się że… mandarynem tak naprawdę jest kto inny. Inną ciekawą sprawą jest to, że tak w zasadzie przez pierwsze kilkadziesiąt minut projekcji nie widzimy samego Iron Mana – jest Tony Stark, są jego zbroje – dzięki kolejnym poprawkom i JARVISowi dość autonomiczne – jest tez sam model 42 – składany z wielu części, z których każda może się poruszać niezależnie… Ale sam Iron Man wchodzi do gry dopiero, gdy w kolejnym ataku Mandaryna poszkodowany zostaje Happy – przyjaciel i ochroniarz Starka.
Od tego momentu akcja nabiera niesamowitego tempa. Rezydencja zostaje zniszczona, Pepper i Tony cudem unikają śmierci – przy czym Tony z uszkodzą i rozładowana zbroją ląduje w jakiejś zapadłej dziurze, próbując zrozumieć, w jaki sposób jego przeciwnik atakuje, nie pozostawiając po sobie praktycznie żadnych śladów. Finałowa walka podnosi na nowy poziom „Boss fight” – tym bardziej, że biorą w niej udział wszystkie dotychczas zbudowane modele zbroi – łącznie z Tuptusiem, Misiaczkiem i kapryśnym Modelem 42.
Od strony technicznej nic nie można tej produkcji zarzucić. Niezaprzeczalną zaletą filmu są dialogi – Stark nic nie stracił ze swojego poczucia humoru i ironicznego podejścia do innych – wiele razy zdarzyło mi się śmiać wraz z resztą sali z kolejnej odzywki – lista dialogowa w połączeniu z aktorstwem Roberta Downeya Jr. to rewelacyjna kombinacja. 3D było wyraźnie zauważalne, ale nie było nachalne – przeglądając pobieżnie najpopularniejsze fora dyskusyjne, mam wrażenie, że większość osób by chciała, żeby przez całe dwie godziny filmu coś im latało przed samym nosem i nie zdają sobie sprawy, ze 3D to nie tylko coś co leci w naszą stronę ale to przede wszystkim pełnia głębi obrazu – a to ostatnio się realizatorom dość dobrze udaje uchwycić. Ponieważ ze względu na Juniora oglądałem wersję dubbingowaną, po raz niestety przyczepię się do jednego szczegółu Mam bowiem wrażenie, że zmieniono aktora podkładającego głos pod Jamesa Rhodesa – nie potrafię w tej chwili znaleźć kto to robił w 1 i 2 części, ale w 3ce jest to Tomasz Sapryk – i coś mi tu nie grało.
Końcówka filmu sugerowała że Tony Stark żegna się ze swoim alter ego, ale ostatnia kwestia „jestem Iron Man” mówi zupełnie co innego. Czy będzie nam dane obejrzeć IM4? Patrząc na wyniki finansowe i dobre oceny filmu – mam nadzieję że tak. Na razie wystawiam solidne 8.10 i czekam z Juniorem na Avengers 2.
A właśnie – mały przytyk do fabuły. Mandaryn atakuje gdzie się da w USA, a TARCZA na wakacjach – można by zapytać gdzie jest Hulk, Kapitan Ameryka i reszta ekipy? Sama TARCZA jest wspomniana w filmie w scenie, gdy Tony analizuje zebrane przez JARVISa dane o mandarynie – ale gdzie są bohaterowie, gdy ich potrzeba?
Marudy w swojej recenzji opisały swoje wrażenia odnośnie 3D, co mi przypomniało, że miałem napisać akapit o samym kinie.
Jak zwykle projekcję oglądaliśmy we wrocławskim kinie Helios – Magnolia Park i pod względem obsługi nie mam nic nikomu do zarzucenia. Liczę co prawda na to, że ktoś w Heliosie wpadnie ma magiczny pomysł programu bonusowego jakiegoś, w stylu „zbierz 10 biletów – masz seans gratis” albo „po każdych 5 biletach masz na karcie stałego klienta 1% rabatu” – ja tym razem miałem 7- mio osobową rezerwację 🙂 Ostatnio jednak po każdym seansie narzekałem na coraz mniejsze okulary – a dokładniej same szkła. Tym razem mam wrażenie, że okulary zostały zmienione – szkła były chyba dwukrotnie większe niż ostatnio – może nawet odrobinę większe niż moje szkła korekcyjne, dzięki czemu odczuwałem nieporównywalnie większy komfort oglądania. Niestety, znowu się przyczepię do czystości. Okulary były bowiem szare od smug. Na facebookowym fanpage sieci pisałem kiedyś o tym, obiecali poprawę, niestety – chyba nie wyszło. Okulary, jakie by nie były, należy czyścić nie suchą chusteczką higieniczną, a wilgotną odpowiednia ściereczką – szczególnie, że przy nachosach, popcornie i innych tego typu przekąskach spożywanych na seansie ludzie otłuszczają szkła niemiłosiernie. A jeśli już oszczędzamy na ściereczkach, to do chusteczki higienicznej należy użyć odpowiedniego płynu w spraju. Następnym razem jeśli dostanę pomazane szkiełka zażądam zwrotu tych 2 zł, które są doliczane do ceny biletu. A okazja nadarzy się niedługo – w kolejce czeka Oblivion.