Menu / szukaj

Jack Campbell „Zaginiona flota”

W odległej przyszłości ludzkość opanowała technikę skoków nadprzestrzennych, dzięki czemu możliwe stało się podróżowanie między gwiazdami. Pozwoliło to na kolonizację wielu nowych światów i stworzenie ogromnej społeczności. A w zasadzie dwu – demokratycznego Sojuszu i dyktatorskiego, korporacyjnego Syndykatu. Pewnego dnia towarowy konwój Sojuszu zostaje znienacka zaatakowany przez wojska Syndykatu. Rozpoczyna się ponad stuletnia wojna na wyniszczenie.

Przez te sto lat nieustannych walk zaszły dwie dość ważne zmiany w świecie. Pierwsza, to odkrycie „Hipernetu”, który dla transportu międzygwiezdnego okazał się równie przełomowy, co odkrycie nadprzestrzeni. Jeśli bowiem podróż nadprzestrzenna odbywać się może nie dość, że na z góry wyznaczonych trasach – dzięki występowaniu studni grawitacyjnych, i trwa nawet kilkanaście dni, to „Hipernet” wymaga tylko wybudowania Wrót (analogia do Babilonu 5, czy Gwiezdnych Wrót) i jest kilkunastokrotnie szybsza. Wystarczy wybrać przy pomocy klucza adres wrót docelowych i wlecieć we Wrota. Drugą zmianą jest całkowite zarzucenie jakiejkolwiek taktyki i strategii na polu walki. Wyniszczająca wojna sprawia, że oba społeczeństwa nie nadążają ze szkoleniem oficerów, co sprawia, że w łańcuchu dowodzenia coraz częściej pojawiają się narwańcy i niedouczone młodziki – a tym, do wykazania się w walce wystarczy bezmyślna siłowa szarża na wroga. W taki świat wprowadza nas i głównego bohatera autor.

Jack Campbell, a właściwie John G. Hemry, roztacza przed nami wizję kosmicznej epopei samotnej postaci, która zostaje postawiona przez niewykonalnym zadaniem i to w świecie, którego do końca nie rozumie. Bohaterem tym staje się bowiem John Geary – kapitan okrętu, który uległ zniszczeniu podczas ochrony wspomnianego wcześniej konwoju. Po prawie 100 latach od tamtej bitwy, zostaje odnaleziony w uszkodzonej kapsule ratunkowej wśród szczątków swojego okrętu. Odnajduje go flotylla Sojuszu, która wykorzystując przechwycony klucz hipernetowy Syndyków zmierza w stronę ich Świata Centralnego, by z zaskoczenia rozbić wrogie siły i zakończyć wojnę. Zasadzka się nie udaje – okazuje się, że Syndycy sami podrzucili Sojuszowi swój klucz licząc na taki a nie inny ruch Sojuszu, zakładając własną pułapkę. Siły Sojuszu zostają przetrzebione w gwałtownej walce. Dowódca armady Sojuszu, admirał Bloch postanawia udać się na okręt flagowy przeciwników aby negocjować możliwość powrotu swojej floty do domu. Zdaje dowództwo nad pozostałymi okrętami najstarszemu stopniem i stażem oficerowi, którym okazuje się kto inny, tylko własnie rozbitek z minionej epoki, John „Black Jack” Geary. Negocjacje kończą się zestrzeleniem emisariuszy i flota Sojuszu staje przed ultimatum Syndyków mając do wyboru tylko dwie opcje – poddać się i trafić do niewoli, lub zginać w ostatecznym ataku. Geary jako głównodowodzący odkrywa sposób na uratowanie floty wykorzystując już prawie zapomniane w dobie hipernetu podróże w nadprzestrzeni – dyskretnie przesuwa okręty w stronę studni grawitacyjnej i wykonuje skok rozpoczynając tym samym mozolną wędrówkę do przestrzeni kontrolowanej przez Sojusz.

Na powrocie tym skupia się pierwsze 6 tomów serii – Zaginiona flota (Syndycy rozpowszechniają wieści o całkowitym zniszczeniu floty Sojuszu) skacze pomiędzy kolejnymi systemami gwiezdnymi a Geary musi zmierzyć się z szeregiem problemów, aby doprowadzić ją bezpiecznie do domu. Dowodzenie bowiem flotą znacznie zmieniło się od czasów, które pamięta. Obecnie walka to bezmyślna szarża a decyzje odnośnie działań floty podejmowane są w ramach głosowań dowódców – które co oczywiste bardziej sprzyjają machlojkom i dbaniu o własny stołek niż skutecznej walce.  Dowództwo bardziej przypomina spęd polityków niż strukturę wojskową i jedyne na co na początku może liczyć nasz bohater to mit „Black Jacka” – bowiem w czasie gdy on trwał w hibernacji, wokół jego osoby narósł kult bohatera, który poświęcił siebie, aby ratować innych.

Walcząc z takim postrzeganiem swojej osoby, Geary zaczyna uczyć swoich dowódców tego, co dla niego było codziennością – taktyki, strategii, ograniczania strat. I tu muszę opisać coś, co naprawdę urzekło mnie w tej serii – bitwy kosmiczne.Przyzwyczailiśmy się do tego, że statki kosmiczne są zwrotne niczym motorówki za nic mając takie pojęcia jak wektor prędkości, przyspieszenie, bezwładność – tutaj to wszystko powraca. Manewrowanie potężnym okrętem wymaga paliwa, czasu, miejsca – pancerniki czy krążowniki nie zawracają w miejscu „driftując” w przestrzeni jak to ma miejsce w serialach TV – tu aż czuje się siły działające na setki tysięcy ton stali mknące przez kosmos z prędkością 1/10 prędkości światła. Tu nie mamy laserów czy innych tego typu cudownych broni w sekundę trafiających wroga. Walczymy bowiem rakietami, kartaczami, działkami energetycznymi – a to wszystko potrzebuje odpowiedniego czasu na pokonanie odległości do celu. Tym samym trafienie w cokolwiek co może manewrować zdaje się praktycznie niemożliwe, dlatego walki to ciągłe zwroty i salwy przy minimalnej odległości od wroga. A to też nie jest tak proste jak się wydaje – powyżej 0,1c zaczynają się pojawiać zakłócenia relatywistyczne. To co robi przeciwnik dociera do sensorów z opóźnieniem – w końcu w normalnej przestrzeni ogranicza nas prędkość światła – wszystko porusza się z ogromnymi prędkościami względem siebie… Jeśli od wroga dzieli nas 30 minut świetlnych (przypomnę – 539 614 875 km), to o tym czy on zwolnił, przyspieszył czy skręcił dowiemy się własnie po 3o sekundach – jak przewidzieć własne ruchy w tym momencie? Wystrzelony pocisk nie ma szans rozpędzić się do prędkości światła – zatem przeciwnik dowie się że strzeliliśmy, i zdąży wykonać unik – czyli nie strzelamy, póki ten unik nie będzie możliwy bo silniki okrętu wroga nie zdążą zmienić kursu. Przeciwnik robi to samo – czeka. Ale to czekanie powoduje, że jeśli każdy okręt ma prędkość 1/10c to zbliżacie się do siebie z łączną prędkością 0,2c – zakładając nawet, że okręty są długie na kilometr, okienko czasowe, gdy można prowadzić efektywny ostrzał trwa ułamki sekund…
Autor wykazał się ogromną wiedzą na temat prowadzenia bitew w przestrzeni, czego niewątpliwą podstawą jest jego edukacja odebrana w czasie służby w US Navy, gdzie osiągnął poziom szefa operacji morskich i chwała mu za to, że tak umiejętnie pokazuje, że kosmos to pewna czterowymiarowa struktura, w której czas i prędkość mają ogromne znaczenie. Na samym opisie tego jak uwzględniona jest fizyka w tej space operze można spędzić długie godziny. Mnie nawet korci, żeby rozpisać symulator walk – straszne 🙂

Hemry nie poprzestaje tylko na urzeczywistnianiu walk – ograniczeniom fizycznym podlega także zwykła komunikacja – to nie Gwiezdne wojny, gdzie Obi-Wan Kenobi w czasie prawie rzeczywistym przesyła wiadomość z Kamino na Coruscant. Flota licząca kilkadziesiąt czy kilkaset okrętów jest rozciągnięta nawet na godzinę świetlną. Odległości między flota a planetami także są ogromne, co powoduje że komunikacja musi podlegać opóźnieniom. Wyobraźcie sobie, że zadajecie pytanie dowódcy na drugim końcu formacji, a on je otrzymuje na swój ekran po 20 minutach… Prowadzenie rozmowy w takich warunkach przypomina pisanie maili, albo nawet listów papierowych. Każdy manewr, ruch – wszystko trzeba planować z obliczonym do co sekundy wyprzedzeniem. Jeśli do tego dołożymy zapatrzenie, stany paliwa, broni, jedzenia – misja Gearego staje się wręcz niemożliwa.

A poza zmaganiem się z nieustępliwą materią i przestrzenią mamy też przecież wywiad, politykę, wrogów zewnętrznych i wewnętrznych – flota już dawno bowiem przestała być jednym umysłem skupionym na wykonywaniu rozkazów – prawie każdy dowódca sam chciałby przejąć dowodzenie uważając że jest lepszy, mądrzejszy, sprawniejszy. Mamy także kult bohatera z którym Geary musi się nieustannie mierzyć. Mamy politykę, wywiad, szpiegów, a nawet stopniowo wprowadzaną trzecią stronę konfliktu. Jednym słowem – nie jest to typowe czytadło, gdzie superheros zawsze wychodzi bez szwanku z każdej sytuacji i nietrudno dać się pochłonąć lekturze do tego stopnia, że „jeszcze tylko jeden rozdział” zamienia się w „jeszcze tylko jeden tom”. A skoro przy tomach już jesteśmy. na całą serię składa się aktualnie 12 książek w 3 cyklach:

The Lost Fleet

  1. The Lost Fleet: Dauntless
  2. The Lost Fleet: Fearless
  3. The Lost Fleet: Courageous
  4. The Lost Fleet: Valiant
  5. The Lost Fleet: Relentless
  6. The Lost Fleet: Victorious

Beyond the Frontier

  1. Beyond the Frontier: Dreadnaught
  2. Beyond the Frontier: Invincible
  3. Beyond the Frontier: Guardian
  4. Beyond the Frontier’: Steadfast

The Lost Stars

  1. The Lost Stars: Tarnished Knight
  2. The Lost Stars: Perilous Shield

Przez chwilę zastanawiałem się czy nie opisać pokrótce każdego tomu, ale zwalczyłem tę pokusę – gorąco polecam każdemu, kto lubi kosmos i kosmiczne bitwy do sięgnięcia po tę serię samemu, a ja pokrótce opisze tylko same cykle. Otóż pierwszy opisuje powrót floty do przestrzeni Sojuszu, drugi – misję nowo zawiązanej Pierwszej Floty na tereny obcych, a trzecia – wizję świata od strony Syndykatu . W Polsce serię wydaje Fabryka Słów – na chwilę obecną ukazało się pierwsze 7 tomów w formie papierowej. Z tego co mi powiedziano, planowane jest także wydanie elektroniczne, jednak nie nic nie wiadomo na razie o terminach. Jeśli chodzi o styl – nie ma tutaj zbyt dużo powtórzeń i przypomnień jakie często w takich seriach można napotkać, co cieszy. Postacie są ostro zarysowane, jest ich dużo, a miejsce tych które są usunięte ze sceny, czy to przez śmierć czy z innego powodu zastępują nowe – często z zupełnie innymi poglądami niż ich poprzednicy. Dialogi nie są rozwlekłe, podnoszą wiarygodność postaci – wojskowy to wojskowy, cywil to cywil, a polityk to polityk. Czego mi osobiście brakuje, to technobełkot. Za mało moim zdaniem jest informacji o samych okrętach i technice. Jak działają silniki? Jakie wymiary ma krążownik a jakie pancernik? Jak rozmieszczona jest broń (wiemy, że głownie na dziobie, ale to za mało). Przydałoby się nieco więcej takich właśnie opisów. Owszem, wiem że zawsze się ciesze, gdy auto pozostawia pole popisu dla wyobraźni czytelnika, ale Hemry zostawił tego pola odrobinę za dużo.

Niemniej – uważam, że dla każdego kosmomaniaka jest to pozycja obowiązkowa do przeczytania, do czego Was niniejszym serdecznie zapraszam 🙂